JEST NAS: 57314 55 online | Dyskusji: 1118 | Miasta: 1331 | Grupy: 1620

test

Polak zjechał na nartach z 8013 m n.p.m.!

Środa, 16 października 2013
Andrzej Bargiel samotnie zdobył Shishapangmę. Zła pogoda nie przeszkodziła Zakopiańczykowi w zjeździe z wierzchołka góry o wysokości 8013 m n.p.m. na nartach.

Fot. © Kin MarcinRed Bull Content Pool


Podczas ataku szczytowego polskiej wyprawy skialpinistycznej na Shishapangmę nastąpiło załamanie pogody. Wszystkie wyprawy zawróciły, jednak dwudziestopięcioletni narciarz Andrzej Bargiel postanowił przeczekać. Po godzinie walki samotnie zdobył szczyt ośmiotysięcznika. Wszystko po to, aby zjechać z niego na nartach!

 

Atak na Shishapangmę

 

Niemal w miesiąc po przylocie, po kilku tygodniach przygotowań i aklimatyzacji, 1 października Andrzej z bratem Grześkiem wyszli z bazy, aby rozpocząć atak szczytowy na Shishapangmę. Ci dwaj z czterech członków polskiej wyprawy byli w dobrej formie i nastrojach, ale tylko jeden z nich dotarł do wierzchołka. Najbardziej doświadczony z Polaków, twórca filmów górskich i zdobywca wielu ośmiotysięczników Darek Załuski wyszedł z bazy dzień wcześniej, by dołączyć do grupy na atak szczytowy w dwójce. Marcin Kin – fotograf– pozostał w bazie, gdzie utrzymując ciągły kontakt radiowy z kolegami ubezpieczał wyprawę.

Plan zakładał rozłożenie wejścia na dwa dni, które jak się okazało wypełnione były niespodziewanymi wydarzeniami. Już na początku pierwszego pod Grześkiem załamał się lód i wpadł do wody, po czym obaj bracia musieli zawrócić po suche buty. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i mogli kontynuować atak. „Wyruszyliśmy z myślą, że limit złych zbiegów okoliczności już się wyczerpał. Po 5 godzinach dotarliśmy do naszego namiotu w obozie pierwszym. Po krótkim odpoczynku wyruszyliśmy do dwójki gdzie czekał na nas Darek. O godzinie 13 Darek przywitał nas w dwójce gorącą herbatą. Cały czas w dwójce poświęciliśmy głównie na gotowanie i przygotowania do naszego nocnego wyjścia” - napisał na swoim blogu Andrzej.

 

Walka z pogodą i samotnością

 

Cała trójka wyszła z obozu drugiego o 3 w nocy. Niestety od tego momentu plany zaczęły się komplikować. 2 października, po dwóch godzinach wędrówki zawrócił Darek Załuski, a po trzech przeziębiony po kąpieli w lodowatej wodzie poprzedniego dnia Grzesiek Bargiel. Andrzej rozpoczął samotną walkę z pogarszającą się wbrew prognozie pogodą, wzrastającą wysokością i doskwierającą coraz bardziej samotnością. „Po długiej rozmowie [z Grześkiem] stwierdziłem że spróbuję sam” - relacjonuje Andrzej. „Czułem się świetnie. Pogoda była nieprzewidywalna ale to była ostatnia szansa gdyż kolejne siedem dni zapowiadały totalne załamanie pogody. Była to jedyna chwila na jakiekolwiek marzenie o szczycie. Grzegorz zawrócił z wysokości 7250m.n.p.m. i pojechał w kierunku obozu drugiego. Patrzyłem na to z potwornym smutkiem…”.

Najtrudniejszą decyzję Andrzej musiał podjąć w obozie trzecim na wysokości 7500 m n.p.m. Spotkał tam hiszpańską wyprawę, której Szerpowie odradzali mu atak. Warunki były naprawdę trudne. „Wyruszyłem o godzinie ósmej. Było naprawdę bardzo ciężko. Większość drogi brnąłem po pas w śniegu. Pocieszającą sprawą było to, że byłem w nieustannym kontakcie radiowym z Grześkiem, Darkiem i Marcinem. Grzesiek chyba najbardziej się obawiał mojego wyjścia, szczególnie gdy nagle przyszło załamanie pogody (zaczął bardzo intensywnie padać śnieg i przyszedł mocny wiatr z chmurami). W pewnym momencie nie było nic widać” - opowiada.